sobota, 24 maja 2014

One Shot

One Shot
,,Niby zwykły dzień, a może zmienić całe życie..."- Pomyślała dziewczyna. Codziennie wstawała z wyśmienitym humorem. Codziennie każdego obdarowywała uśmiechem. Minęło już 10 lat... Dokładnie 10 lat temu zmarł jej ojciec, a 5 lat wcześniej matka. Dzisiaj jest rocznica śmierci. Ubrała się cała na czarno i skierowała się na cmentarz. 
-Zostawiliście mnie obydwaj... Zostawiliście mnie samą.... Samiuteńką. Musiałam siedzieć w domu dziecka, bo nie mamy blisko rodziny... Zostawiliście mnie z dnia na dzień... Ty pierwsza mamo...- Spojrzała na grób swojej matki, a następnie taty.- Potem ty tato... Pamiętajcie... Zawsze będę was kochać...- Powiedziała ze łzami w oczach i położyła dwie białe róże na grobach. Przy wejściu na cmentarz czekał Marco. Otarł jej łzy i ją przytulił. 
- Oni na pewno cię kochają...- Powiedział. Razem wrócili do domu. Dziewczyna nadal płakała. Choć minęło 10 lat, ona nadal nie umiała przyzwyczaić się do życia bez rodziców. Chłopak czuwał, kiedy potrafił. Pomógł jej w tych najgorszych chwilach. Ona nawet nie wiedziała, że najgorsze dni dopiero nadejdą...
Minął kolejny rok. Dziewczyna dziś kończyła 20 lat, jutro jest rocznica śmierci jej rodziców. Violetta jak co dzień udała się do sklepu, by kupić potrzebne jedzenie. Dziś nie mieszkała sama. Dzieliła dom ze swoim chłopakiem- Marco. On od 6 lat ciągle z nią był, nigdy jej nie opuścił. 
- Kochanie idę dzisiaj na wykłady...- Powiedział i ją przytulił.- Dasz sobie radę?
- Oczywiście.- Odpowiedziała, a on wyszedł.
Minęło kilka godzin. Za wiele. Violetta nadal czekała na swojego ukochanego. Nie wrócił, ale nadal się nie poddawała. ,, Nic mu się nie stało!"- Mówiła do siebie w myślach. Usłyszała dzwonek do drzwi, przkonana, że to Marco. Z uśmiechem je otworzyła. Niestety za drzwiami stał policjant. 
- Pani Castilio?- Zapytał.
- Tak, a o co chodzi?- Zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Marco Taveli nie żyje...- Powiedział, a dziewczyna zemdlała.
Obudziła się w szpitalu. Nic nie pamiętała, nawet swojego imienia. Usiadła na łóżku. Powoli zaczęło jej się wszystko przypominać... 
- Marco...- Wydusiła z siebie i zaczęła płakać.
Kolejny rok. Tym razem jeden z najgorszych lat w jej życiu. Poszła na cmentarz, gdzie zobaczyła 3 groby- mamy, taty i Marco.
- Jak mogliście!- Krzyknęła.- Jak mogliście mnie zostawić samą?!- Krzyczała płacząc.
- Co się stało?- Zapytał głos. Dziewczyna spojrzała w górę i zobaczyła chłopaka. Zatopiła się w jego oczach, które tak strasznie przypominały jej Marco.
- Zostawili mnie! Wszyscy!- Krzyknęła nadal płacząc. Chłopak spojrzał na zdjęcie Marco i zamarł... 
- Nikt cię nie zostawił...- Powiedział, po dłuższej chwili.- Może pójdziemy na koktajl?
- Chętnie.- Odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu. Poszli do Resto, gdzie ze sobą długo rozmawiali. Lepiej się poznali, a Violetta poczuła coś dziwnego... Jakby go kiedyś znała.
- Muszę iść na tor motocrossowy.- Powiedziała.- Dziękuję, że poprawiłeś mi humor.
- Nie ma sprawy.- Odpowiedział, a po chwili dziewczyna zniknęła. 
Spotykali się coraz częściej, coraz bardziej się od siebie uzależniali. Po miesiącu nie mogli bez siebie żyć. Violetta nabrała nadziei na lepsze życie. Zakochała się w Verdasie bez opamiętania, jednak nic mu nie mówiła. Bała się jego reakcji. 
Siedziała w salonie przeglądając pamiętnik swojej mamy. Tak dawno go nie czytała. Maria pisała o muzyce, jak ją kocha i nie mogłaby bez niej żyć. Jednak Violetta była inna. Znienawidziła muzykę, przez to że odebrała jej matkę. Usłyszała dzwonek do drzwi po czym poszła je otworzyć. Jak się domyśliła przyszedł Leon.
- Hej.- Przywitał się.- Mogę wejść?
- Jasne.- Odpowiedziała. Chłopak podszedł i zaczął czytać pamiętnik mamy dziewczyny.
- Lubisz śpiewać?- Zapytał.
- Nie nawidzę muzyki. Odebrała mi mamę...- Powiedziała.
- To nie możliwe. Muzyka nigdy nic nie mogła ci odebrać...- Podszedł do pianina i zaczął grać.  Dziewczynie zaczęło się to podobać. Zaczęła tańczyć i śpiewać do muzyki. Chłopak nie mógł uwierzyć, że ona ma tak piękny głos. Gdy skończył grać wstał i ją pocałował. Violetta była tym zaskoczona. Nie wiedziała co zrobić. Też go kochała... Usłyszeli pukanie do drzwi.
- Ktoś ma wyczucie czasu...- Powiedziała i otworzyła drzwi. Stał tam mężczyzna z psem. 
- Dzień dobry. Szukamy Leona Verdasa.- Powiedział.- Policja.
- O co chodzi?- Zapytała zaskoczona.
- Pan Verdas, jest podejrzany o zabójstwo Marco Taveli'ego.- W tym samym czasie Leon wyszedł za drzwi i wystawił ręce. Komisarz założył mu kajdanki i wsiedli do radiowozu. Dziewczyna nadal stała w drzwiach. Nie wiedziała co zrobić...
- Nie!- Krzyknęła na cały głos.- Czemu nie mogę być szczęśliwa?! Co ja ci takiego zrobiłam?!- Krzyknęła i rzuciła pamiętnikiem mamy. Wypadło z niego zdjęcie. Był na nim mężczyzna, kobieta i małe dziecko. Z tyłu był napis...
- Droga Violetto...- Zaczęła czytać.- Wiem, że jest ci teraz ciężko, zostałaś sama... Ale ja zawsze będę... Pamiętaj, że jeśli kogoś kochasz to musisz o tę miłość walczyć... Zawsze będę cie kochać...- Przeczytała i zaczęła jeszcze bardziej płakać. 
- Dlaczego wszystko idzie nie tak?- Zapytała samą siebie. Teraz nie wiedziała co ma robić...
On siedział w więzieniu. Zamknięty. Dokładnie wiedział, dlaczego tu siedzi. Powinien od razu powiedzieć Violettcie o wszystkim.

Wychodził właśnie ze swojego domu, kiedy spotkał Marco. Był jego bratem.
- Hej.- Powiedział.
- Hej. Co tu robisz? Nie miałeś być w Londynie? - Zapytał zdziwiony Marco.
- Wróciłem do BA. Jak tam u ciebie i Violetty?
- Świetnie. A u ciebie i Lary?
- Dobrze.- Odpowiedział. 
- Nie!!- Krzyknął Marco i w pewnym momencie skoczył w stronę Leona. Usłyszał strzał i zobaczył mężczyznę ubranego w kominiarkę...
- Nie!- Krzyknął Leon i podszedł do swojego brata.- Nie zostawiaj mnie!

- Twierdzisz, że to nie ty?!- Krzyknął komisarz.- Tylko ty byłeś na miejscu zdarzenia!
- Marco jest moim bratem!- Krzyknął Leon, a policjant popatrzył na niego zdziwiony.- Tak. Możecie nawet zrobić badania. Nie zabiłbym własnego brata...- Powiedział i się rozpłakał. 
- Puszczamy go...- Powiedział komisarz do jednego z policjantów. Gdy wyszli z więzienia Leon pobiegł do domu Violetty.  Pukał, dzwonił, czekał, ale nikt mu nie otworzył. Postanowił wejść do środka, lecz nikogo nie było. Poszedł na tor motocrossowy, gdzie pracowała Violetta. Zobaczył swoją dziewczynę- Larę. Nie mówił Violettcie, że ma dziewczynę. Za bardzo ją kochał...
- Jest Violetta?- Zapytał.
- Tak, jeździ.- Powiedziała Lara. Leon zobaczył Violettę, ona też go zobaczyła. Zapatrzyła się i się przewróciła. Od razu do niej podbiegł. 
- Violetta! - Krzyknął, ale dziewczyna nie odpowiadała. Za nim biegła Lara.
- Jeszcze bardziej chcesz zniszczyć jej życie?! Nie dość, że zabiłeś Marco?! Swojego brata?!- Krzyknęła do niego. 

-Nie!!- Krzyknął Marco i w pewnym momencie skoczył w stronę Leona. Uratował mu życie...
Po chwili przyjechała karetka i zabrała dziewczynę. Chłopak pobiegł na most.
- Wszystko muszę niszczyć!- Krzyknął. Nie wiedział co ma zrobić. Był w rozsypce.- Wyjeżdżam..- Powiedział i tak zrobił. Następnego dnia był w Londynie... 
Dziewczyna obudziła się i zobaczyła obok siebie Larę.
- Co się stało?- Zapytała.
- Miałaś wypadek. 
- Coś mi jest?
- Na szczęście nie.- Odpowiedziała jej przyjaciółka z uśmiechem.
- Gdzie Leon?- Dopytywała się, ale Lara nie odpowiedziała jej na to pytanie.- Lara?
- Leon wyjechał... Do Londynu.- Powiedziała, a Violettcie do oczu napłynęły łzy.
- Tak wszyscy mnie zostawcie!- Krzyknęła, a Lara wyszła z pokoju. ,,Dlaczego ty zawsze się wszystkim przejmujesz? A może nie miej uczuć i nikt wtedy nie będzie cię ranił?"- Pomyślała. I od tego czasu wszystko w jej życiu się zmieniło.
Stała się sławną piosenkarką, jak jej mama, jednak nie miała bliższych przyjaciół, oprócz Lary. Leon nadal był w Londynie, ale ona się nim nie przejmowała. Miała nowego chłopaka, którego szczerze nie kochała. Miał na imię Diego Dominiguez. Spotkali się w Nowym Yorku i stali się najsławniejszą parą Hollywood. Co czuł Leon?
Cierpiał. Okropnie cierpiał, ale wiedział, że to wszystko jego wina. Nie wiedział jak ma to wszystko naprawić. Natrafiła się okazja- Violetta miała mieć koncert w Londynie. 
Tymaczasem Violetta siedziała w samolocie do Londynu. Ciągle przypominały jej się słowa Lary...
- Leon wyjechał... Do Londynu...
Zawsze jak usłyszała słowo :Londyn, Leon przypominało jej się to zdanie. Mimo, że minęło kilka miesięcy, lat, ona nie przestała. Nigdy nie  przestała go kochać. 
- Kochanie, co jest?- Spytał Diego. Dziewczyna i tak wiedziała, że chłopakowi podoba się Lara. ,,Są sobie przeznaczeni... Ja tylko przeszkadzam.."- Myślała. Kilka razy próbowała porozmawiać o tym z Diego, ale... Nie umiała. 
- Nic. Zamyśliłam się.- Odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem. Dojechali. Do Londynu. 
Violetta szła tylko ze swoją torebką, resztę niósł jej służący. Po chwili byli w 5-gwiazdkowym hotelu. 
- Najpiękniejsze widoki...- Powiedziała cicho Violetta.- Idę się przejść.
- Ale...- Zaczął Diego, lecz nie skończył bo dziewczyna wyszła. Od razu skierowała się do parku. ,,Uśmiechnięte dzieci, zabawy... Moje dzieciństwo."
Zobaczyła też smutnego chłopczyka siedzącego na ławce.
- Hej. Nie bawisz się z dziećmi?- Zapytała.
- Uciekłem od mamy.- Powiedział czteroletni chłopczyk.- Nie chce mi powiedzieć, gdzie jest tata.
- A tata tu mieszka?
- Dzisiaj podobno przyjechał ze swoją ,,nową dziewczyną".- Odparł.
- Chodź. Poszukamy ich, dobrze?- Zapytała, a chłopczyk przytaknął.- To jak się nazywasz?
- David Baroni, moja mama ma na imię Lara.- Powiedział, a Violetta stanęła. 
- Lara?- Wyszeptała cicho. Wszystko jej się ułożyło w jedną całość...
"Diego wrócił dopiero nad ranem, nie było go całą noc. Gdy się pytałam gdzie był nie odpowiadał. Następnego dnia Lara wyjechała..."- Pomyślała.
- Chodź, zabiorę cię do taty, a potem do mamy.- Powiedziała i razem poszli do hotelu. Violetta z Davidem weszła do pokoju.
- Diego!- Krzyknęła, a po chwili pojawił się w salonie.- To chyba twoje.- Powiedziała, a chłopczyk się przytulił do Diego.
- Tata!- Krzyknął.
- Idź teraz wszystko wyjaśnić z Larą.- Powiedziała, a Diego szczęśliwy wyszedł z hotelu. "To teraz wszyscy są szczęśliwi. No może prawie... "
Leon poszedł do parku. Uwielbiał przebywać na świeżym. Zobaczył parę staruszków. Było to zepewne małżeństwo. Kobieta była na wózku, a mężczyzna chodził o kuli.
- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać...- Powiedziała kobieta.
- Ja ciebie też...- Odpowiedział mężczyzna. 
Leon chwilę się zastanowił.Teraz dokładnie wiedział co ma zrobić. Zdobył adres hotelu, gdzie mieszka Violetta. Od razu tam pobiegł. Wszedł nie pukając do jej pokoju. Zobaczył ją płaczącą na kanapie.
- Dlaczego muszę kochać kogoś kto mnie zostawił...- Powiedziała dziewczyna pod nosem.
- Wcale nie.- Odpowiedział Leon. Dziewczyna się odwróciła, a wtedy ją pocałował.
Kilka lat później
-I jak kończy się ta historia? Tym razem szczęśliwie. Violetta wybaczyła Leonowi. Rok później mieli piękny ślub. Lara także wybaczyła Diego i zostali szczęśliwą rodzinką. Koniec..- Powiedziała na koniec Violetta.
- Opowiesz mi jeszcze raz?- Zapytała Angelika.
- Może ci tatuś opowie, ale jutro. Dobranoc.- Odpowiedziała.
- Dobranoc mamusiu...- Violetta skierowała się do kuchni, gdzie na nią czekał Leon.
- Ile razy będziesz opowiadać jej tą historię?- Zapytał.
- Nie bój się. Jutro ty jej opowiadasz.
- Dla was wszystko.- Powiedział i ją przytulił.- Na zawsze razem.




Hejka :D
Dawno nas nie było :(
OS będą dodawane częściej, co tydzień :D
Oceniajcie :D

5 komentarzy:

  1. Piękny! Cudowny! Wspaniały! <3 Niesamowity OS <3 Dawno nie czytałam lepszego ;3
    Tyle uczuć emocji... Aż mi słów brak!
    <33 KC

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny i taki szczęśliwy OS! Dobrze, że mu wybaczyła, są tacy słodcy! Zgadzam się z Valerii Blanco, miał w sobie mnóstwo pozytywnych emocji i jeszcze taką nadzieję... Biedna Violetta. Szkoda mi trochę Marco, ale to piękne, że oddał życie za swojego brata <3 Boski, masz do tego talent! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. śliczny :* ja już nie ,mogłam się doczekać, codziennie wchodze i patrze czy jest nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szukacie może kogoś na Fedette?

    OdpowiedzUsuń