czwartek, 12 czerwca 2014

Siemka ;)

Heeeeejka ;)

No więc, siemka ;) :D
To znowu ja, wasza Kathrina ;)
Niestety po raz ostatni :(
Miałam napisać One Shota, takiego ostatniego na koniec, ale... Mi nie wyszedł :P
Jest okropny i nudny :( 
Nie będę zanudzać :)
Mianowicie chodzi mi o to, że odchodzę i to tak na koniec i raczej nie wrócę, bo rezygnuje też z moich innych blogów ;(
Ogólnie to mój ostatni wpis do bloga :(
Bardzo wam dziękuję wszystkim, a szczególnie Kate za współpracę, dziękuję wam za ocenianie i komentowanie moich bazgrołów :)
Bardzo trudno było mi o tym zdecydować, myślałam nad tym... Około miesiąca, ale decyzja.. No jest taka jak napisałam :)

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA WSZYSTKO :***
:) 

~Kathrina Smile 

sobota, 24 maja 2014

One Shot

One Shot
,,Niby zwykły dzień, a może zmienić całe życie..."- Pomyślała dziewczyna. Codziennie wstawała z wyśmienitym humorem. Codziennie każdego obdarowywała uśmiechem. Minęło już 10 lat... Dokładnie 10 lat temu zmarł jej ojciec, a 5 lat wcześniej matka. Dzisiaj jest rocznica śmierci. Ubrała się cała na czarno i skierowała się na cmentarz. 
-Zostawiliście mnie obydwaj... Zostawiliście mnie samą.... Samiuteńką. Musiałam siedzieć w domu dziecka, bo nie mamy blisko rodziny... Zostawiliście mnie z dnia na dzień... Ty pierwsza mamo...- Spojrzała na grób swojej matki, a następnie taty.- Potem ty tato... Pamiętajcie... Zawsze będę was kochać...- Powiedziała ze łzami w oczach i położyła dwie białe róże na grobach. Przy wejściu na cmentarz czekał Marco. Otarł jej łzy i ją przytulił. 
- Oni na pewno cię kochają...- Powiedział. Razem wrócili do domu. Dziewczyna nadal płakała. Choć minęło 10 lat, ona nadal nie umiała przyzwyczaić się do życia bez rodziców. Chłopak czuwał, kiedy potrafił. Pomógł jej w tych najgorszych chwilach. Ona nawet nie wiedziała, że najgorsze dni dopiero nadejdą...
Minął kolejny rok. Dziewczyna dziś kończyła 20 lat, jutro jest rocznica śmierci jej rodziców. Violetta jak co dzień udała się do sklepu, by kupić potrzebne jedzenie. Dziś nie mieszkała sama. Dzieliła dom ze swoim chłopakiem- Marco. On od 6 lat ciągle z nią był, nigdy jej nie opuścił. 
- Kochanie idę dzisiaj na wykłady...- Powiedział i ją przytulił.- Dasz sobie radę?
- Oczywiście.- Odpowiedziała, a on wyszedł.
Minęło kilka godzin. Za wiele. Violetta nadal czekała na swojego ukochanego. Nie wrócił, ale nadal się nie poddawała. ,, Nic mu się nie stało!"- Mówiła do siebie w myślach. Usłyszała dzwonek do drzwi, przkonana, że to Marco. Z uśmiechem je otworzyła. Niestety za drzwiami stał policjant. 
- Pani Castilio?- Zapytał.
- Tak, a o co chodzi?- Zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Marco Taveli nie żyje...- Powiedział, a dziewczyna zemdlała.
Obudziła się w szpitalu. Nic nie pamiętała, nawet swojego imienia. Usiadła na łóżku. Powoli zaczęło jej się wszystko przypominać... 
- Marco...- Wydusiła z siebie i zaczęła płakać.
Kolejny rok. Tym razem jeden z najgorszych lat w jej życiu. Poszła na cmentarz, gdzie zobaczyła 3 groby- mamy, taty i Marco.
- Jak mogliście!- Krzyknęła.- Jak mogliście mnie zostawić samą?!- Krzyczała płacząc.
- Co się stało?- Zapytał głos. Dziewczyna spojrzała w górę i zobaczyła chłopaka. Zatopiła się w jego oczach, które tak strasznie przypominały jej Marco.
- Zostawili mnie! Wszyscy!- Krzyknęła nadal płacząc. Chłopak spojrzał na zdjęcie Marco i zamarł... 
- Nikt cię nie zostawił...- Powiedział, po dłuższej chwili.- Może pójdziemy na koktajl?
- Chętnie.- Odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu. Poszli do Resto, gdzie ze sobą długo rozmawiali. Lepiej się poznali, a Violetta poczuła coś dziwnego... Jakby go kiedyś znała.
- Muszę iść na tor motocrossowy.- Powiedziała.- Dziękuję, że poprawiłeś mi humor.
- Nie ma sprawy.- Odpowiedział, a po chwili dziewczyna zniknęła. 
Spotykali się coraz częściej, coraz bardziej się od siebie uzależniali. Po miesiącu nie mogli bez siebie żyć. Violetta nabrała nadziei na lepsze życie. Zakochała się w Verdasie bez opamiętania, jednak nic mu nie mówiła. Bała się jego reakcji. 
Siedziała w salonie przeglądając pamiętnik swojej mamy. Tak dawno go nie czytała. Maria pisała o muzyce, jak ją kocha i nie mogłaby bez niej żyć. Jednak Violetta była inna. Znienawidziła muzykę, przez to że odebrała jej matkę. Usłyszała dzwonek do drzwi po czym poszła je otworzyć. Jak się domyśliła przyszedł Leon.
- Hej.- Przywitał się.- Mogę wejść?
- Jasne.- Odpowiedziała. Chłopak podszedł i zaczął czytać pamiętnik mamy dziewczyny.
- Lubisz śpiewać?- Zapytał.
- Nie nawidzę muzyki. Odebrała mi mamę...- Powiedziała.
- To nie możliwe. Muzyka nigdy nic nie mogła ci odebrać...- Podszedł do pianina i zaczął grać.  Dziewczynie zaczęło się to podobać. Zaczęła tańczyć i śpiewać do muzyki. Chłopak nie mógł uwierzyć, że ona ma tak piękny głos. Gdy skończył grać wstał i ją pocałował. Violetta była tym zaskoczona. Nie wiedziała co zrobić. Też go kochała... Usłyszeli pukanie do drzwi.
- Ktoś ma wyczucie czasu...- Powiedziała i otworzyła drzwi. Stał tam mężczyzna z psem. 
- Dzień dobry. Szukamy Leona Verdasa.- Powiedział.- Policja.
- O co chodzi?- Zapytała zaskoczona.
- Pan Verdas, jest podejrzany o zabójstwo Marco Taveli'ego.- W tym samym czasie Leon wyszedł za drzwi i wystawił ręce. Komisarz założył mu kajdanki i wsiedli do radiowozu. Dziewczyna nadal stała w drzwiach. Nie wiedziała co zrobić...
- Nie!- Krzyknęła na cały głos.- Czemu nie mogę być szczęśliwa?! Co ja ci takiego zrobiłam?!- Krzyknęła i rzuciła pamiętnikiem mamy. Wypadło z niego zdjęcie. Był na nim mężczyzna, kobieta i małe dziecko. Z tyłu był napis...
- Droga Violetto...- Zaczęła czytać.- Wiem, że jest ci teraz ciężko, zostałaś sama... Ale ja zawsze będę... Pamiętaj, że jeśli kogoś kochasz to musisz o tę miłość walczyć... Zawsze będę cie kochać...- Przeczytała i zaczęła jeszcze bardziej płakać. 
- Dlaczego wszystko idzie nie tak?- Zapytała samą siebie. Teraz nie wiedziała co ma robić...
On siedział w więzieniu. Zamknięty. Dokładnie wiedział, dlaczego tu siedzi. Powinien od razu powiedzieć Violettcie o wszystkim.

Wychodził właśnie ze swojego domu, kiedy spotkał Marco. Był jego bratem.
- Hej.- Powiedział.
- Hej. Co tu robisz? Nie miałeś być w Londynie? - Zapytał zdziwiony Marco.
- Wróciłem do BA. Jak tam u ciebie i Violetty?
- Świetnie. A u ciebie i Lary?
- Dobrze.- Odpowiedział. 
- Nie!!- Krzyknął Marco i w pewnym momencie skoczył w stronę Leona. Usłyszał strzał i zobaczył mężczyznę ubranego w kominiarkę...
- Nie!- Krzyknął Leon i podszedł do swojego brata.- Nie zostawiaj mnie!

- Twierdzisz, że to nie ty?!- Krzyknął komisarz.- Tylko ty byłeś na miejscu zdarzenia!
- Marco jest moim bratem!- Krzyknął Leon, a policjant popatrzył na niego zdziwiony.- Tak. Możecie nawet zrobić badania. Nie zabiłbym własnego brata...- Powiedział i się rozpłakał. 
- Puszczamy go...- Powiedział komisarz do jednego z policjantów. Gdy wyszli z więzienia Leon pobiegł do domu Violetty.  Pukał, dzwonił, czekał, ale nikt mu nie otworzył. Postanowił wejść do środka, lecz nikogo nie było. Poszedł na tor motocrossowy, gdzie pracowała Violetta. Zobaczył swoją dziewczynę- Larę. Nie mówił Violettcie, że ma dziewczynę. Za bardzo ją kochał...
- Jest Violetta?- Zapytał.
- Tak, jeździ.- Powiedziała Lara. Leon zobaczył Violettę, ona też go zobaczyła. Zapatrzyła się i się przewróciła. Od razu do niej podbiegł. 
- Violetta! - Krzyknął, ale dziewczyna nie odpowiadała. Za nim biegła Lara.
- Jeszcze bardziej chcesz zniszczyć jej życie?! Nie dość, że zabiłeś Marco?! Swojego brata?!- Krzyknęła do niego. 

-Nie!!- Krzyknął Marco i w pewnym momencie skoczył w stronę Leona. Uratował mu życie...
Po chwili przyjechała karetka i zabrała dziewczynę. Chłopak pobiegł na most.
- Wszystko muszę niszczyć!- Krzyknął. Nie wiedział co ma zrobić. Był w rozsypce.- Wyjeżdżam..- Powiedział i tak zrobił. Następnego dnia był w Londynie... 
Dziewczyna obudziła się i zobaczyła obok siebie Larę.
- Co się stało?- Zapytała.
- Miałaś wypadek. 
- Coś mi jest?
- Na szczęście nie.- Odpowiedziała jej przyjaciółka z uśmiechem.
- Gdzie Leon?- Dopytywała się, ale Lara nie odpowiedziała jej na to pytanie.- Lara?
- Leon wyjechał... Do Londynu.- Powiedziała, a Violettcie do oczu napłynęły łzy.
- Tak wszyscy mnie zostawcie!- Krzyknęła, a Lara wyszła z pokoju. ,,Dlaczego ty zawsze się wszystkim przejmujesz? A może nie miej uczuć i nikt wtedy nie będzie cię ranił?"- Pomyślała. I od tego czasu wszystko w jej życiu się zmieniło.
Stała się sławną piosenkarką, jak jej mama, jednak nie miała bliższych przyjaciół, oprócz Lary. Leon nadal był w Londynie, ale ona się nim nie przejmowała. Miała nowego chłopaka, którego szczerze nie kochała. Miał na imię Diego Dominiguez. Spotkali się w Nowym Yorku i stali się najsławniejszą parą Hollywood. Co czuł Leon?
Cierpiał. Okropnie cierpiał, ale wiedział, że to wszystko jego wina. Nie wiedział jak ma to wszystko naprawić. Natrafiła się okazja- Violetta miała mieć koncert w Londynie. 
Tymaczasem Violetta siedziała w samolocie do Londynu. Ciągle przypominały jej się słowa Lary...
- Leon wyjechał... Do Londynu...
Zawsze jak usłyszała słowo :Londyn, Leon przypominało jej się to zdanie. Mimo, że minęło kilka miesięcy, lat, ona nie przestała. Nigdy nie  przestała go kochać. 
- Kochanie, co jest?- Spytał Diego. Dziewczyna i tak wiedziała, że chłopakowi podoba się Lara. ,,Są sobie przeznaczeni... Ja tylko przeszkadzam.."- Myślała. Kilka razy próbowała porozmawiać o tym z Diego, ale... Nie umiała. 
- Nic. Zamyśliłam się.- Odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem. Dojechali. Do Londynu. 
Violetta szła tylko ze swoją torebką, resztę niósł jej służący. Po chwili byli w 5-gwiazdkowym hotelu. 
- Najpiękniejsze widoki...- Powiedziała cicho Violetta.- Idę się przejść.
- Ale...- Zaczął Diego, lecz nie skończył bo dziewczyna wyszła. Od razu skierowała się do parku. ,,Uśmiechnięte dzieci, zabawy... Moje dzieciństwo."
Zobaczyła też smutnego chłopczyka siedzącego na ławce.
- Hej. Nie bawisz się z dziećmi?- Zapytała.
- Uciekłem od mamy.- Powiedział czteroletni chłopczyk.- Nie chce mi powiedzieć, gdzie jest tata.
- A tata tu mieszka?
- Dzisiaj podobno przyjechał ze swoją ,,nową dziewczyną".- Odparł.
- Chodź. Poszukamy ich, dobrze?- Zapytała, a chłopczyk przytaknął.- To jak się nazywasz?
- David Baroni, moja mama ma na imię Lara.- Powiedział, a Violetta stanęła. 
- Lara?- Wyszeptała cicho. Wszystko jej się ułożyło w jedną całość...
"Diego wrócił dopiero nad ranem, nie było go całą noc. Gdy się pytałam gdzie był nie odpowiadał. Następnego dnia Lara wyjechała..."- Pomyślała.
- Chodź, zabiorę cię do taty, a potem do mamy.- Powiedziała i razem poszli do hotelu. Violetta z Davidem weszła do pokoju.
- Diego!- Krzyknęła, a po chwili pojawił się w salonie.- To chyba twoje.- Powiedziała, a chłopczyk się przytulił do Diego.
- Tata!- Krzyknął.
- Idź teraz wszystko wyjaśnić z Larą.- Powiedziała, a Diego szczęśliwy wyszedł z hotelu. "To teraz wszyscy są szczęśliwi. No może prawie... "
Leon poszedł do parku. Uwielbiał przebywać na świeżym. Zobaczył parę staruszków. Było to zepewne małżeństwo. Kobieta była na wózku, a mężczyzna chodził o kuli.
- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać...- Powiedziała kobieta.
- Ja ciebie też...- Odpowiedział mężczyzna. 
Leon chwilę się zastanowił.Teraz dokładnie wiedział co ma zrobić. Zdobył adres hotelu, gdzie mieszka Violetta. Od razu tam pobiegł. Wszedł nie pukając do jej pokoju. Zobaczył ją płaczącą na kanapie.
- Dlaczego muszę kochać kogoś kto mnie zostawił...- Powiedziała dziewczyna pod nosem.
- Wcale nie.- Odpowiedział Leon. Dziewczyna się odwróciła, a wtedy ją pocałował.
Kilka lat później
-I jak kończy się ta historia? Tym razem szczęśliwie. Violetta wybaczyła Leonowi. Rok później mieli piękny ślub. Lara także wybaczyła Diego i zostali szczęśliwą rodzinką. Koniec..- Powiedziała na koniec Violetta.
- Opowiesz mi jeszcze raz?- Zapytała Angelika.
- Może ci tatuś opowie, ale jutro. Dobranoc.- Odpowiedziała.
- Dobranoc mamusiu...- Violetta skierowała się do kuchni, gdzie na nią czekał Leon.
- Ile razy będziesz opowiadać jej tą historię?- Zapytał.
- Nie bój się. Jutro ty jej opowiadasz.
- Dla was wszystko.- Powiedział i ją przytulił.- Na zawsze razem.




Hejka :D
Dawno nas nie było :(
OS będą dodawane częściej, co tydzień :D
Oceniajcie :D

sobota, 26 kwietnia 2014

One Part ,, Miłość zwycięży wszystko..."

W pewnym ogromnym mieście, gdzie było bardzo dużo domów i ludzi, a przez to miejsca zbyt mało, by każdy mógł mieć swój własny ogródek (przez to ludziom zwykle musiały wystarczyć doniczki z kolorowymi kwiatami), mieszkało obok siebie dwoje dzieci - Gerda i Kaj...

Niemal każdy zna tą bajkę, każdy chociaż raz ją przeczytał, lecz jednak nikt nie pomyślał, że mogło się stać to naprawdę...

Była sobie dziewczyna. Przechodnie uważali ją za zwykłą dziewczynę. Znajomi za wredną i okrutną. Jaka była naprawdę? Miała blond włosy, niemal tak jasne jak śnieg. Oczy miała piękne jakich nie miała żadna dziewczyna. Zazwyczaj ubierała się skromnie, włosy specjalnie nie czesała. Więc dlaczego była wredną i okropną osobą. Charakter.... 
Naty, jedyna dziewczyna, która znała całą prawdę o swojej byłej przyjaciółce. ,,Kiedyś była inna... Kiedyś była przemiłą i uroczą dziewczynką. Kochała zabawę, pogawędki, różne spacery..." Teraz jest inna. Samolubna, okrutna, arogancka, wredna... Więc co ją tak zmieniło?

Nawet Natalia nie znała odpowiedzi. Z dnia na d zień jej przyjaciółka się zmieniła na gorsze. Jakby jakiś czarodziej ją zaczarował, wbił w serce strzałę.
Jej serce było jak lód. Zimne, nie kochające tak jak dawniej, jednak w głębi serca była cząstka, która się nie poddawała. Czekała, aż nadejdzie ktoś, kto zmieni serce dziewczyny. 
Najgorsze było to, że jak serce w całości będzie zimne jak lód, gdy dziewczyna nie będzie miała nawet tej cząstki miłości i uczucia w sobie... Zamieni się w bryłę lodu.
Nadszedł kolejny dzień. Blondynka jak zwykle wstała z łóżka i zeszła na dół. Nikogo nie było jak zwykle. Zjadła śniadanie i poszła się ubrać. Zazwyczaj ubierała niebieskie i granatowe rzeczy, poniewać były to jej dwa ulubione kolory. Udała się do szkoły. Nie patrząc na drogę wpadła na kogoś... Kogoś kto zmieni jej życie.
- Hej.- Przywitał się.
- Hej.- Odpowiedziała z uśmiechem, którego od kilku lat nie było na jej twarzy.
- Jestem Federico, ale mów do mnie po prostu Fede.- Powiedział. 
- Jestem Ludmiła, ale po prostu Lu.
- Masz śliczne oczy...- Odpowiedział chłopak, a dziewczyna się zarumieniła.- I ślicznie się rumienisz...
- Dziękuję.- Powiedziała.- Muszę iść do szkoły.
- Fakt ja też.- Odpowiedział.- Zadzwoń jak będziesz miała czas...- Podał jej karteczkę z numerem telefonu.
- Chętnie.


Całą tą rozmowę z boku widziała Lara . Po chwili podbiegł do niej chłopak...
- Świetna gra.- Powiedziała.
- Dzięki.
- Oby tak dalej...


Ich znajomość powoli się rozwijała. Po chwili zaczęli się widywać codziennie, jednak serce dziewczyny nadal było pokryte zimnym lodem. Dziewczyna z dnia na dzień zakochiwała się w nim coraz mocniej. Ludmiła z dobrym humorem wstała z łóżka. Zadzwonił jej telefon.
- Halo?
- Hej, Fede. Co tam?- Zapytała.
- Miałabyś ochotę się dzisiaj spotkać?
- Chętnie.
- To w parku za 30 minut.
- Dobra, cześć.- Powiedziała i się rozłączyła, a następnie szybko zaczęła się szykować. Po chwili była już gotowa. Na miejscu zobaczyła Federico czekającego na ławce.
- Hej.- Przywitał się i pocałował ją w policzek.
- Chciałeś ze mną pogadać?- Zapytała.
- Nie... Chodzi mi o coś innego.- Powiedział i zawiązał jej chustką oczy.
- Ej!- Krzyknęła.- Co robisz?
- To niespodzianka.- Powiedział ze swoim łobuzerskim uśmiechem i zaczął ją prowadzić.
- Już...- Powiedział, gdy byli na miejscu. Dziewczyna zdjęła opaskę i zobaczyła coś pięknego... Była na plaży... Rozłożony kocyk na środku... Wokoło świece i płatki róż... Do jej oczu napłynęły łzy.
- Podoba ci się?- Zapytał chłopak.
- Czy mi się podoba? Nikt jeszcze niczego takiego nie zrobił dla mnie...- Odpowiedziała płacząc. Zobaczyła jak chłopak uklęka na jedno kolano.
- Ludmiło Ferro... Czy uczynisz mi ten zaszczyt... I zostaniesz... Moją dziewczyną?- Zapytał.
- Tak!- Krzyknęła i go przytuliła, a chłopak odetchnął z ulgą.

Codziennie się spotykali, już jako para. Lu codziennie wstawała z dobrym humorem. Teraz nie była tą samą dziewczyną. Zmieniła się, ale w jej sercu nadal panował chłód lodu, który może zostać zniszczony przez pocałonek.
Kolejny dzień. Dziewczyna z dobrym humorem udała się pod dom swojego chłopaka. Zapukała kilka razy, lecz nikt jej nie otworzył. Zapukała jeszcze raz... Nic. Drzwi były otwarte. ,, A jak coś mu się stało?"Pytała się w myślach. Weszła do środka. Usłyszała kłótnie dochodzące z salonu. Schowała się za ścianą...
- Rezugnuje z planu!- Krzyknął Federico.
- Nie możesz...- Odpowiedziała kobieta.
- Mogę. Ja ją kocham.
- To już nie pamiętasz? Miałeś ją uwieść, rozkochać w sobie, a potym rzucić. Nawet  tego nie umiesz zrobić....- Powiedziała, a z oczu dziewczyny oczu poleciały łzy. Została zraniona... Po chwili smutek przemielił się w złość. ,, Zostałam zraniona po raz ostatni" Pomyślała. Wyszła ze swojego ukrycia. Gdy Fede ją zobaczył uciekła. Pobiegła do swojego domu, zaczęła pakować wszystkie ubrania po czym szybko wyszła z domu. Pobiegła do lasu, gdzie miała swój mały domek po babci. 
- To wszystko twoja wina!- Krzyknął do swojej byłej dziewczyny chłopak i pobiegnął do domu swojej ukochanej. Zastał otwarte drzwi i chustkę leżącą na podłodze. Wezwał policję, która zaczęła szukać dziewczyny...

Ludmiła usiadła na fotelu swojej babci. Poczuła chłód, było jej zimno. Cała była lodowata... Najbardziej bolało ją serce.... Postanowiła pójść do piwnicy po drewno. Zeszła powoli schodami i otworzyła drzwi. Ujrzała... Bryłę lodową. Wyglądała... Znajomo. Koło niej zobaczyła notes. Zaczęła czytać...

To dla mnie koniec, jest mi coraz zimniej. Uciekłam tutaj. Mój mąż mnie zdradził, co mnie bardzo zabolało. Serce kruszy mi się od środka... Chciałabym zobaczyć jeszcze raz moją córkę Ludmiłę... Żałuję, że wychowałam ją na tak okrutną osobę... Nie chciałabym żeby jej się stało to co mi... Przeczytałam książkę, która leżała na biórku, gdzie wszystko zrozumiałam, jeee...
Tu ślad się urwał. Ludmiła zaczęła płakać. Matka, którą szukali tyle lat... Przytuliła się do niej, choć wiedziała, że nie pomoże już... Popatrzyła na książkę leżącą na biórku. Była otwarta na śnieżnobiałej stronie, niepokrytej kurzem i pyłem. 
Ród Ferro
Felicja Ferro najstarsza z rodu, średniowieczna księżniczka posiadająca moc lodu, chłodu i zimna. Gdy zginęła jedna z jej córek stała się złą kobietą. Zła klątwa przeszła na jej dzieci i pokolenie. 
Można ją odwrócić, jeżeli jedno dziecko z rodu prawdziwie się zakocha ze wzjemnością. Symbolem prawdziwej miłości jest pocałunek...
Dziewczyna poczuła kolejne ukłucie w sercu. Było jej coraz zimniej. Przypomniała sobie słowa Federico... ,, Ja ją kocham..." Wyszła z domku, zaczął padać śnieg. Był wiatr, a dziewczynie było coraz zimniej.
- Fede...- Zawołała cicho i upadła na ziemię.
Tymczasem dziewczyny szukała policja i uczniowie ze szkoły. Federico nie wiedział już gdzie ma szukać. W pewnym momencie poczuł silny podmuch wiatru, który kazał mu biec. Chłopak wiedząc, że to ostatnia nadzieja pobiegł. Nie zatrzymując się wbiegnął na polanę.
- Lu!- Krzyknął widząc zamarzniętą dziewczynę. Biegł najszybciej jak mógł, ale gdy dobiegł było za późno... Dziewczyna zamieniła się w zimny posąg. 
- Nie!- Krzyknął i ją przytulił. Nie pomagało.- Zostało mi tylko jedno...- Powiedział i ją pocałował. Nadal dziewczyna była lodową bryłą. Z jego oczu poleciała łza. Po chwili poczuł jak ktoś go obejmuje. Spojrzał w górę i zobaczył...
- Lu!- Krzyknął i podniósł swoją ukochaną.- Kocham cię!- Krzyknął.
- Ja ciebie też...- Odpowiedziała, a on ją pocałował.



Hej, hej :D
Nie będę pisać tak często one shot jak pisałam wcześniej :/
Teraz mam coraz więcej sprawdzianów, kartkówek, a niedługo koniec roku. W wakacje os będą się pojawiać, ale w pierwszej połowie wakacji, a dokładnie do 17, bo 17 wyjeżdżam :P Ale to jeszcze nie jest pewne, wszystko się może zmienić :D
No więc... Oceniajcie :*

niedziela, 13 kwietnia 2014

One Shot- Marceska

Biały, opuszczony pokój, w którym znajdowały się… Trzy meble? Małe łóżko, szafka i parapet. To dla dziewczyny był pokój. Mieszkała w domu dziecka. Oddali ją tam rodzice po urodzeniu. Dzisiaj mija 18 rocznica jej urodzin. Musi się nauczyć żyć sama, bez niczyjej pomocy. Ale czy chciała stąd odchodzić? Oczywiście, że nie. Uwielbiała bawić się z dziećmi, zaraz jak skończy szkołę. Chociaż jadła mało i nie miała wielkiego pokoju, była wesołą dziewczyną. Cieszyła się nawet z jednego uśmiechu, co nie każdemu się zdarza. Nauczyciele i opiekunki w domu dziecka były pod wrażeniem charakteru dziewczyny. Mimo przykrych zdarzeń w jej życiu umiała się uśmiechnąć do każdego. Dziewczyna miała dwie przyjaciółki: Violettę i Ludmiłę. Często się spotykały. Dziewczyna kilka tygodni temu  miała chłopaka Leona, ale ten z nią zerwał. Dziewczyna strasznie to przeżywała. Pomogły jej wtedy przyjaciółki. Dziewczyna jednak stała się inna. Zaczęła skrywać tajemnice, co nie podobało się Violettcie i Ludmile. Zawsze były ze sobą szczere, wszystko sobie mówiły. Teraz było inaczej. Nie wychodziła z nimi, tak jak kiedyś na zakupy. Wmawiała im, że musi pracę dodatkową zrobić, by podwyższyć ocenę, ale one jej nie wierzyły. Przyjaciółka była najlepsza z klasy, miała świetne oceny. Kilka razy chciały ją śledzić, zobaczyć co ukrywa przyjaciółka, ale coś je powstrzymywało. Miały do niej zaufanie, to co powinna mieć każda przyjaźń.
Do pokoju weszła dyrektorka domu dziecka, razem z kilkoma opiekunkami.
- Francesko, będzie mi cię brakowało.- Powiedziała dyrektor i ją przytuliła, podobnie jak inne panie. Dziewczyna miała łzy w oczach. Spędziła tu przepiękne chwile, których na pewno nie zapomni.
- Będę was odwiedzać.- Powiedziała, żegnając się z dziećmi. Wychodząc kilka dzieci ją przytuliło.
- Będziemy tęsknić…
- Ja też będę za wami tęskić…- Odpowiedziała, a z jej oczu poleciały łzy. Otworzyła bramę. Jeszcze raz spojrzała na dzieci, pomachała im i wyszła. Zaczęła płakać… Pokochała je jak swoje rodzeństwo. Zobaczyła Violettę i Ludmiłę. Podeszły do niej i ją przytuliły.
- Wszystko będzie dobrze.- Powiedziała Viola.
- Będziemy się częściej widywać… - Dopowiedziała Lu.
- Violu, dziękuję ci i twojemu tacie, że mogę z wami zamieszkać.- Powiedziała jeszcze ze łzami w oczach dziewczyna.
- Nie ma sprawy.- Odpowiedziała jej przyjaciółka. Przez resztę drogi Franceska nie odezwała się ani słowem. Nie odezwała się. Nie interesowała się światem, tym co mówią dziewczyny. W głowie myślała o domu dziecka, o opiekunkach, o dzieciach…
- Coś jest nie tak z Fran…- Powiedziała Violetta, jak Fran się od nich oddaliła.- Marwię się o nią.
- Ja też. Rozumiem, że pożegnanie, ale… To nie jest od dzisiaj. Rozumiem jakby zachowywała się tak od wyjścia z domu dziecka, ale to trwa już około dwóch tygodni.- Mówiła Lu.
- Musimy coś z tym zrobić…- Tymczasem Fran nadal szła. Zapomniała o przyjaciółkach nie patrzyła pod nogi, przez co upadła. Wylądowała w ramionach chłopaka. W tym momencie przybiegły jej przyjaciółki. Widząc to Franceska szybko wstała na nogi.
- Dzięki.- Powiedziała.
- Nie ma sprawy. Jestem Marco.- Przywitał się.
- Ja jestem Franceska, a to moje przyjaciółki: Violetta i Lu.- Odpowiedziała mu.
- Chciałabyś pójść ze mną na koktajl?- Spytał się. Franceska spojrzała na przyjaciółki, które tylko przytaknęły głową.
- Bardzo chętnie…- Odpowiedziała i razem z chłopakiem poszła do Resto. W tym samym czasie Lu z Violettą poszły do domu szatynki.
- Czyżby Franceska się zakochała?- Zapytała z uśmiechem Lu.
- Albo ktoś zakochał się w Fran.- Odpowiedziała Violetta i obydwie się zaśmiały. Po chwili usłyszały dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę!- Krzyknęła Violetta. Gdy otworzyła drzwi ujrzała wysokiego mężczyznę.
- Dzień dobry. Zastałem Franceskę Comello?- Zapytał.
- Nie ma jej teraz.- Odpowiedziała zdziwiona.
- Dobrze to ja przyjdę kiedy indziej, do widzenia.- Powiedział i poszedł.
- To było bardzo dziwne…- Powiedziała Ludmiła, gdy Violetta zamknęła drzwi.
Tymczasem Franceska siedziała z Marco w Resto. Świetnie się z nim dogadywała, doskonale się rozumieli. Rozmawali ze sobą jakby znali się od dziecka.
- Muszę chyba wracać..- Powiedziała dziewczyna patrząc na zegarek.
- Chętnie cię odprowadzę. Oczywiście, jeśli chcesz.
- Oczywiście…- Odpowiedziała mu. Podczas drogi dużo rozmawiali podobnie jak w resto.
- To tutaj.- Powiedziała dziewczyna, gdy byli pod domem Violetty.
- Tutaj mieszkasz?- Zapytał zdziwiony.
- To znaczy… Tak, ja tu mieszkam.- Skłamała. Nie chciała mu powiedzieć prawdy, że jest z domu dziecka, a co gorsza o swoich rodzicach.
- Mieszkam obok, wczoraj się przeprowadziłem.- Powiedział z uśmiechem.
- Będziemy się częściej widywać. Do zobaczenia!- Odpowiedziała.
- Do zobaczenia…
Spotykali się prawie codziennie. Prawie, bo dziewczyna co drugiego dnia po szkole nie miała czasu. Chłopaka to martwiło, bo nie chciała mu nic powiedzieć. Podobno mu ufa. Poszedł kiedyś, by poromawiać z Violettą, ale ta też nic nie wiedziała. Postanowił zbadać sytuację. Martwił się o nią.
- Idziemy gdzieś po szkole?- Zapytał.
- Nie dzisiaj nie dam rady.- Odpowiedziała.
- To może jutro?
- Dobrze. Jesteśmy umówieni.- Powiedziała z uśmiechem i znikła. Gdy wyszła ze szkoły chłopak podążył za nią. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że ktoś ją śledzi. Szedł za nią około 30 minut. Zobaczył stary, opuszczony teatr, do którego weszła dziewczyna. W środku było strasznie ciemno, ale chłopak się nie cofnął nawet o krok. Wszedł do Sali teatralnej. Zobaczył rozjaśnioną scenę, a sam usiadł na widowni.
- Jesteś. Myślałem, że nie przyjdziesz.- Powiedział chłopak.
- A jednak.- Odpowiedziała mu dziewczyna, a chłopak wyszedł z cienia. Marco zamurowało. Zobaczył swojego brata- Diego.
- Pamiętasz o naszym planie?
- Pamiętam.
- Jeden twój błąd, a nic się nie dowiesz o twoich rodzicach oraz Marco…- Powiedział chytro. Marco stał nieruchomo. Nie wiedział o co mu chodzi.- Co masz zrobić?
- Mam się z kimś spotkać, uwieść go, wziąć kluczyki do sejfu i tu wrócić.- Odpowiedziała niepewnie.
- Jak coś pójdzie nie tak, to pierwsze zginie Marco, następnie Violetta, Ludmiła…
- Rozumiem!- Krzyknęła.
- To dobrze. Pamiętaj, za dwa dni widzę tu kluczyki. Pamiętaj o kostiumie.- Powiedział, a dziewczyna wyszła ze starego teatru. Chłopak podążył za nią. Poczekał aż oddalą się od tamtego miejsca.
- Fran!- Zawołał po kilku minutach drogi.
- Co ty tu robisz?- Zapytała się.- Śledzisz mnie?
- Tak. I teraz wiem, że dobrze zrobiłem.
- Dobrze?! Śledziłeś mnie!
- Tam był mój brat.- Powiedział spokojnie.
- Że co?!
- Diego, to mój brat.- Powtórzył.
- Ale…
- Czemu mi nie powiedziałaś? Myślałem, że mi ufasz. I o co chodzi z tymi rodzicami?- Zapytał zdziwiony.
- Marco, ja… Ja jestem z domu dziecka, moi rodzice… Oni… Mnie zostawili…- Mówiła płacząc.- Ja myślałam… Że jak dowiesz się… Że jestem z domu dziecka… Zostawisz mnie… A ja cię kocham….- Powiedziała i odbiegła. Chłopak zaczął się zastanawiać. Okłamywała go cały czas. Ale on ją kocha. Zadzwonił do Violetty.
- Halo?
- Marco, o co chodzi?
- Znajdź Franceskę.- Powiedział.
- Ale o co chodzi?- Zapytała zdziwiona.
- Po prostu ją znajdź.- Powiedział i rozłączył się, a następnie sam zaczął szukać. Szukano dziewczyny kilka godzin. Przyjaciółka wezwała policję, która także zaczęła szukać. Minęło kilka godzin, a dziewczyny nie znaleziono. Chłopak przeszukał wiele miejsc. Zostało mu tylko jedno- stary teatr, gdzie ukrywał się jego brat. Szybko tam pobiegł myśląc, że tam ją znajdzie. Wszedł do środka, gdzie zobaczył Diego rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Była przywiązana do rury. Od razu domyślił się, że to Franceska.
- Marco chodź tu do nas!- Powiedział na głos Diego. Chłopak posłuchał swojego brata i tam poszedł.- Szukałeś swojej dziewczyny?- Zapytał.
- Szukałem Fran. Policja zaraz tu będzie.- Powiedział pewnie.
- Jesteś zbyt pewny siebie. Nigdy taki nie byłeś…- Diego wyciągnął z kieszeni pistolet i skierował w stronę dziewczyny.- Nadal jesteś taki pewny?- Spytał.- Za chwilę ona zginie…- Powiedział.
- Ale jak to?!- Zapytał Marco.
- Nie chciała wypełnić mojej misji, więc musi zginąć.- Powiedział obojętnie.
- Ja chcę zginąć za nią.- Odpowiedział mu brat.
- Jaki szlachetny, ale jednak nie…- Mówił Diego. W tym samym momencie wbiegła policja. Zatrzymała Diego i uwolnili Franceskę.
- Przepraszam…- Powiedziała.
- To ja przepraszam. Za to, że nie umiałem ci powiedzieć jednego…
- Czego?- Zapytała zdziwiona.
- Że cię kocham…- Odpowiedział i ją pocałował. I żyli długo i szczęśliwie…


Nie wyszedł mi :/
Podobnie jak inne :/

O kim następny :D ???

niedziela, 6 kwietnia 2014

One Shot ,,Bo ci, których kochamy nigdy nas nie opuszczają"

Szedł sobie ulicą Buenos Aires. Zwykły, nie różniący się od innych. Zamknięty, osamotniony chłopak. Ostatnie wydarzenia w jego życiu wiele zmieniły. Zmieniły cały jego świat. Dowiedział się strasznej wiadomości- jego ukochana w przeciągu 7 dni zginie. Niestety chora na raka. Ta wiadomość nadal do niego nie dotarła. Nadal nie rozumie czemu akurat ona musi zginąć. Kochał ją i nie wyobrażał sobie życia bez Natalii. Dlaczego ona? Cały czas zadawał sobie to pytanie. Właśnie szedł do jej domu. Dzisiaj miał ją odwiedzić, tak jak codziennie to robił. Zapukał. Nikt mu nie otworzył. Zapukał ponownie. Tym razem także nic. Postanowił wejść sam. Otwierając drzwi zobaczył pustkę. Nie było już tych kolorowych mebli, obrazów. Rodzice Natalii mają wyjechać z Buenos Aires za dwa tygodnie. Chłopak udał się na górę do pokoju dziewczyny. Zapukał. Nie usłyszał pięknego  i melodyjnego głosu dziewczyny. Zawsze się odzywała jak pukał. Postanowił spróbować jeszcze raz. Także nic z tego nie wyszło. Wszedł do środka. Zauważył puste łóżko.
- Witaj Maxi…- Powiedział ktoś za jego plecami. Okazało się że to mama Natalii. Była cała we łzach. Płakała…
- Gdzie jest Natalia?- Zapytał zszokowany Maxi, a mama dziewczyny zaczęła jeszcze bardziej płakać. Spóźnił się. Jak zwykle. Za późno. Sam zaczął płakać, w końcu bardzo ją kochał. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Teraz się spełniło. Nie żyje…
Jakiś czas później
Siedział na ławce, koło jej grobu. Siedział tak dokładnie 18 godzin. Na jej grobie położył 21 róż- tyle ile miała lat. Spojrzał na jej zdjęcie. Tęsknił. Ledwo minął tydzień, a on chciał 3 razy się zabić. Chciał do niej wrócić, być z nią szczęśliwy, ale za każdym razem coś mu w tym przeszkodziło.
- Dlaczego odeszłaś?- Pytał się. Ludzie przechodzący obok myśleli że zwariował, ale on nie zwracał na to uwagi. Chciał tylko jednego- Być z nią. Być z piękną dziewczyną do końca. Po chwili poczuł jak ktoś go dotyka.
- Jak się czujesz?- Zapytała osoba, którą okazała się być Camila- jego przyjaciółka.
- A co cię to obchodzi?!- Zapytał ostro. Zawsze jak ktoś próbował z nim porozmawiać tak odpowiadał. Od śmierci Natalii.
- Bardzo mnie to obchodzi.- Odpowiedziała mu. Martwiła się o swojego przyjaciela. To ona go uratowała, gdy próbował skoczyć. Nie chciała go stracić. Sama wiedziała co to ból. Chłopak, którego kochała zginął w wypadku samochodowym, a ona do końca życia ma chodzić o kulach. Na początku także chciała się zabić, ale wtedy pomógł jej Maxi. Był dla niej wtedy ogromnym wsparciem.- Maxi, nie możesz tu tak siedzieć…
- Czemu? Zabronisz mi? Ty nic nie wiesz! Nie wiesz co to ból!-Krzyczał, a rudowłosa dziewczyna zaczęła płakać. Dopiero, jak chłopak zobaczył łzy przyjaciółki zrozumiał co robi. Przypomniał sobie, jak ona cierpiała. Tak samo, jak teraz on.- Przepraszam. Nie umiem panować nad emocjami…- Powiedział i ją przytulił. Nie chciał jej ranić. Była dla niego bardzo ważna. Postanowił oddalić się i wrócił do domu. Tam zaczął się zastanawiać co może zrobić. Nie chciał zostać w Buenos Aires. Tyle tu miał wspomnień związanych z Natalią… Postanowił wrócić do Madrytu. Wyjechać i nigdy tu nie wrócić. Napisał list pożegnalny do Cami. Nie chciał jej zostawić. Długo się zastanawiał czy wyjechać i zostawić Cami, czy… Zostać. Jednak zdecydował że wyjedzie. Wyjął kartkę z szuflady i zaczął pisać…
Droga Cami!
Pewnie jak czytasz tą wiadomość to mnie nie będzie w Buenos Aires. Tak, postanowiłem że się przeprowadzę. W tym mieście mam tyle wspomnień związanych z Natalią. Chcę zacząć nowe życie w Madrycie. Na pewno nie zapomnę o Naty i o tobie. Zawsze byłaś dla mnie najlepszą przyjaciółką, której nikt mi nie zastąpi. Żegnaj…
Maxi
Napisał i włożył do skrzynki. Zaczął się pakować. Nagle do jego pokoju wbiegła zdyszana przyjaciółka.
- Chcesz wyjechać?- Zapytała.
- Tak.
- Nie możesz…
- Czego nie mogę?! Sam mogę decydować o swoim życiu!- Krzyczał.
- Nie możesz mnie zostawić…
- Czemu?- Zapytał.
- Bo… Ja się w tobie… Zakochałam.- Powiedziała i wybiegła z jego mieszkania. Dopiero teraz chłopak zrozumiał że… Mu także Camila się podobała. Była przy nim zawsze. A z Natalią? Zawsze się o coś kłócili. Ale i tak ją kochał. Cami po śmierci Brodweya, pewnie się w nim zakochała. Wtedy jak jej pomagał, troszczył się o nią. Ale to nie wyklucza że bardziej kochała zmarłego narzeczonego. Obydwaj mieli ułożyć sobie życie osobno. Maxi z Naty, a Cami z Brodweyem. Pobiegł do parku. Był wieczór, więc było mało ludzi, jednak nigdzie nie mógł znaleźć Cami. Pobiegł w stronę resto. W pewnym momencie zobaczył auto jadące w jego stronę. W ostatnim momencie popchnęła go Camila. Chłopak poczuł wielki ból i zemdlał.

Obudził się w szpitalu, przypięty do dziwnych maszyn. Do Sali wszedł lekarz.
- Witamy panie Ponte.- Przywitał się.
- Co się stało?- Zapytał się.
- Miał pan wypadek… Pijany kierowca wjechał na chodnik. Pani Torres w ostatnim momencie…- Powiedział i nie dokończył.
- Gdzie jest Camila?- Zapytał zdenerwowany. Nie czekając na odpowiedź doktora wybiegł z Sali. Poczuł że słabnie i zemdlał…
Kolejny raz obudził się przypięty do różnych sprzętów. Był zdruzgotany… Nie wie co się stało z jego najlepszą przyjaciółką… Chciał wstać, ale nie potrafił. Nie umiał nawet ruszyć palcem. Leżał unieruchomiony. Po chwili do jego pokoju wszedł lekarz. Zaczął udawać że śpi. Usłyszał kolejne kroki.
- Wszystko z nimi będzie dobrze?- Spytała dziewczyna.
- Z chłopakiem na pewno, ale z panią Torres nic nie możemy na razie powiedzieć…- Oznajmił lekarz.
- Mogę z nim zostać?- Zapytała się dziewczyna. Ja znam ten głos…
- Oczywiście, ale tylko na 5 minut.- Powiedział i wyszedł.
- Maxi, wiem że nie śpisz.- Powiedziała, a ja otworzyłem oczy. Okazało się że to Violetta.
- Violetta? Co ty tu robisz? Przyleciałaś z Madrytu?- Zadawałem pytania.
- Tak, przyleciałam z Madrytu. Pokłóciłam się z Leonem o to że on musi zostać, a ja musiałam jechać…
- Nic nie musiałaś.- Oznajmiłem.
- Musiałam. Ty, Camila i Naty jesteście i będziecie moimi przyjaciółmi. Nie mogłam was zostawić.- Powiedziała i mnie przytuliła.- Jak się czujesz?
- Okropnie. Camila mi wyznała że podobam jej się, a ona też mi się podobała. Do tego wypadek i śmierć Natalii…
- Natalia nie żyje?!- Krzyknęła.- Ale jak to?! Co jej się stało?!
- Nic Leon ci nie mówił?- Zapytałem zdziwiony.
- Nic… To wszystko wina ciąży. Leon cały czas się o mnie troszczy. Nie chce żebym była smutna, zła… Ale czemu mi nie powiedział że Naty…- Zaczęła płakać i wybiegła z Sali. Teraz rozumiał dlaczego jej nie powiedział. Sam był zdruzgotany tą wiadomością. Płakał noce i dnie przez kilka tygodni. Teraz do oczu ponownie napłynęły mu łzy. Przypomniał sobie te wszystkie chwile spędzone z Natalią. Z miłością jego życia. Zasnął.
Szedł pustą ulicą. Padał deszcz. Wszyscy się chowali w domach, pod parasolami. A on? Nie chciał ani domu, ani parasola, ani niczego. Dla niego życie straciło sens. Zobaczył ją. Piękna jak była. Zaczął płakać. Ze szczęścia że widzi swoją największą miłość. Przytulił ją. Bardzo mu tego brakowało. Brakowało mu jej.
-Witaj Maxi…- Przywitała się.- Muszę ci coś powiedzieć.- Powiedziała poważnie.-Nie możesz żyć przeszłością. Nie możesz cały czas o mnie myśleć. Kocham cię, ale nie chcę widzieć jak ty cierpisz…
- Czyli to tylko sen?- Zapytał.
- Niestety. Chciałabym wrócić. Do Buenos Aires, do rodziny, przyjaciół i do ciebie. Kocham was wszystkich i o tym nie zapominajcie.
- Nigdy o tobie nie zapomnę.
- Musisz żyć teraźniejszością. Wiem że podobała ci się Camila. Powiedz jej to…
- Naty, ale…
- Wiem. Wiem że Cami była na drugim miejscu. Mi też się kilku podobało, ale kochałam tylko i wyłącznie ciebie. Nie chcę żebyś do końca życia był nieszczęśliwy…
- Nie będę. To był najpiękniejszy sen, jaki mógł mi się przyśnić.- Powiedział, a ona się uśmiechnęła.
- Pamiętaj, że nigdy cię nie opuszczę…
Obudził się. A jednak to był tylko jego sen. Realistyczny i piękny sen. Sen o jego miłości- Natalii.
Kilka tygodni później
Chłopak tydzień temu wyszedł ze szpitala. Codziennie odwiedzał z Violettą Camilę, która nadal była w śpiączce. Dzisiaj był też taki dzień. Violetta czekała pod jego domem i ruszyli. Leon się nie odezwał do Violetty, jakby o niej zapomniał. Nie dzwonił, nie pisał. Nic. Zero kontaktu. Wyszli na 3 piętro, gdzie była sala Camili. Był tam straszny ruch. Lekarze biegali we wte i z powrotem. Spotakli lekarza przyjaciółki.
- Dzień dobry. Możemy do Camili?- Zapytała Violetta.
- Proszę do gabinetu…- Powiedział smutnym tonem. Podążyliśmy za nim i trafiliśmy do białego pomieszczenia.
- Coś się stało?- Zapytała dziewczyna.
- Pani Torres… Jej organizm nie wytrzymał. Jej serce przestało bić. Reanimowaliśmy, ale to nie przyniosło skutków…- Powiedział, a zrozpaczony chłopak wybiegł z Sali, a za nim dziewczyna. Violetta bała się o Maxiego. Wiedziała że chłopak powoli tracił nadzieje na lepsze życie. Pomagała mu wtedy. Po chwili poczuła wielki ból. Wody jej odeszły.
- Maxi!- Zawołała. Zaczął się poród. Chłopak usłyszał wołanie dziewczyny i od razu przybiegnął do niej. Po chwili przybyli lekarze i zabrali jego przyjaciółkę, a on stał pod salą i czekał. Był zdruzgotany. Przez niego umarła Camila. Mógł patrzeć na ulicę. Miał do siebie wyrzuty, że mógł coś zrobić. Myślał tak cały czas. Kilka godzin czekał. Wyszedł lekarz.
- Może pan wejść.- Powiedział uśmiechnięty. Maxi zobaczył tam Violettę i małego, słodkiego bobasa.
- Chłopiec czy dziewczynka?- Zapytał.
- Dziewczynka.
- A jak jej dasz na imię?-
- Razem z Leonem myśleliśmy nad Victorią, ale ja chciałam, żeby się nazywała Natalia. Zgadzasz się?- Zapytała, a on się uśmiechnął.
- Mała Natalka. Będzie mi przypominać o mojej Naty.- Powiedział i popatrzył za okno.
Maxi myślał, że jego życie będzie inne. Że będzie miał żonę, dzieci, pracę, ale nie poddał się. Zrobił to co mu powiedziała Natalia w jego śnie. Żeby był szczęśliwy. Codziennie chodził na cmentarz, żeby złożyć kwiaty na grobie swojej ukochanej i Camili. Przynosił codziennie dwie białe róże. Leon przyjechał do Violetty. Przeprosił ją i znowu stali się szczęśliwą rodziną Verdas. Z małą Natalią. Maxi zmarł w wieku 72 lat. Na jego pogrzebie znalazło się jego wielu fanów, ponieważ był zawodowym tancerzem. Uwielbiali go. Od tego momentu mógł być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, u boku swojej miłości, którą była, jest i będzie Natalia…

,, Bo ci, których naprawdę kochamy nigdy nas nie opuszczają…”


Hej, hej :D
Przepraszam, OS miał się pojawić wczoraj, ale zapomniałam :(
W zakładce Kathrina Smile piszcie z kim chcecie OS :D

czwartek, 27 marca 2014

One Shot ,,Miłość trwa wiecznie bez względu na to co się stanie..."

,,Musimy zaakceptować to, że ludzie pozostaną w naszym sercu, nawet gdy już nie będzie ich w naszym życiu... "


Dziewczyna wędrowała zwykłym i pustym korytarzem szkoły. Szkoły, której nienawidziła. Jej widok przynosił dziewczynie smutek. Uciekała. Uciekała od problemów. Z rodziną, znajomymi. Nikomu nie mogła nic powiedzieć. Nikt jej nie rozumiał. Nikt jej nie kochał. Chciała uciec. Uciec jak najdalej i nigdy nie wrócić. Żeby te wszystkie osoby poczuły, jak to jest bez niej. Mogłaby iść nawet pieszo. Chciała tylko jednego- uciec. Uciec od rzeczywistości. Daleko...

,,Rodzimy się, by żyć. Żyjemy by umierać..."

Kolejny dzień. Kolejny dzień pełen smutku i pustki. Pełen obraźliwych słów, kłamstw. Tak zresztą wyglądał jej każdy dzień. Codziennie była obgadywana wysmiewana. Nikt jej nie rozumiał, nawet nie próbował zrozumieć. Słyszała szepty, za każdym razem jak przechodziła. Szepty na jej temat. Czy nauczyciele o tym wiedzieli? Może wiedzieli, ale nic z tym nie robili podobnie jak rodzice. Stała się nieśmiała, zamknęła się w sobie. Skrywała tajemnice. Zresztą nie tylko uczniowie z jej szkoły ją poniżali, ale także rodzina. Chwalili tylko starszą siostrę dziewczyny. Jedyne wsparcie miała u swojej babci. Tylko ona ją kochała. Niestety babcia zmarła w wypadku. Tylko ona ją opłakiwała. Tylko mała czarnowłosa dziewczynka. Tylko ona była na pogrzebie. Tylko ona pamiętała. W tym momencie zadzwonił dzwonek i dziewczyna udała się na lekcje. Nie słuchała słów nauczycielki. Myślała nad sensem swojego życia. Chciała zrobić coś okropnego. Skoczyć. I tak by nikt jej nie opłakiwał. Po lekcjach udała się do parku. Wokół niej chodzili szczęśliwi ludzie. Jednak nikt z tych ludzi nie wiedział co przeżywa dziewczyna.  W pewnym momencie zapatrzyła się i wpadła na kogoś.
-Przepraszam.- wydusiła z siebie.
- Nie to ja przepraszam.- odpowiedział nieznajomy.- Jestem Marco, a ty?- spytał.
   - Franceska. Milo mi cię poznać.- odpowiedziała niepewnie. W sercu nadal się bała. Ze on jest taki sam jak inni. W tym momencie zadzwonił telefon dziewczyny.  - Halo?... A co cię to obchodzi?.... I tak mnie nie kochacie!... Poproś Lare..- Powiedziała i się rozłączyła, a następnie zaczęła płakać.
  - Co się stało?- zapytał chłopak.
  - Wszyscy mają mnie gdzieś... Rodzina... Ludzie ze szkoły....
- Ja cię nie mam gdzieś. Dla mnie jesteś piękna i urocza.
- Dziękuję.- Odpowiedziała.i się do niego przytuliła. W sercu chłopak wiedział że ona jest inna. Że przy niej jest... Inaczej. Poczuł ze się prawdziwie zakochał. Powiedziałby jej to, nawet teraz, ale się bał. Czego? Jej reakcji.

,,Możesz być nikim dla całego świata. Dla niektórych możesz być całym światem..."

Spotykali się codziennie. Z każdym dniem zakochiwali się w sobie coraz mocniej, coraz bardziej byli nierozłączni. Dzisiaj też był taki dzień. Dziewczyna czekała w parku na swojego księcia. Czekała i czekała... Godzinę, potem dwie, a chłopaka nadal nie było. Zmartwiona wróciła do domu. Gdy otworzyła drzwi załamała się. Zobaczyła Marco całującego Lare?!
 - Myślałam że jesteś inny!- krzyknęła i wybiegła z domu. Okłamał ją. Straciła wszelkie nadzieje na lepsze życie. Dla niej nadzieją był Marco. Dobiegła na most. Tak. Teraz to był jej koniec. W końcu wróci do osoby, która jako jedyna ją kochala- do babci. - Kocham cię Marco i zawsze będę kochać.- Powiedziała i skoczyła.
Tymczasem chłopak się załamał. - Przez was straciłem najważniejszą osobę w życiu!- Krzyknął do rodziców i wybiegł za ukochaną. Od razu pobiegł na most. Tam zobaczył jak jego jedyna miłość skacze. Chciał skoczyć. Podobnie jak ona. Być z nią, ale ktoś go zatrzymał.
- Marco nie rób tego...- Powiedział znajomy mu głos.
- Franceska?
 -Musisz dać radę. Dla mnie. Pamiętaj nigdy cię nie opuszczę. Kocham cię....- Powiedziała zjawa i zniknęła.
 Następnego dnia znaleziono ciało dziewczyny. Rodzice gdy dowiedzieli się o śmierci córki załamali się. Dopiero teraz zrozumieli jaki błąd popełnili. A Marco? Do końca życia został sam. Nie był w ani jedym związku. Nikogo nie kochał bardziej niż Franceski. Niedługo po śmierci ukochanej wykryto u niego raka. Zmarł po dwóch miesiącach. Od tego czasu razem z Franceską są szczęśliwi w niebie...     
             
Czas leci, problemy mijają, a prawdziwa miłość trwa zawsze bez względu na to co się stanie...





  Jak wam się podoba? O kim chcecie następny OS?? Wiem że ten OS nie należy do najdłuższych, ale we wtorek test szóstoklasisty !!  I tez sie do niego przygotowuje :P
W przyszłym tygodniu pojawi się dłuższy :D

poniedziałek, 24 marca 2014

One Shot Fedemila "Miłość jest ślepa" cz 1/2


FEDEMIŁA
"Miłość jest ślepa"

*Pewnego dnia*
Ludmiła szła do szkoły przez swój ukochany park. Był to jej pierwszy dzień w nowej szkole.Na wakacjach razem z rodzicami wyprowadziła się do Włoszech. Już nie była Divą. Zmieniła się. Szła i myślała o tym co by się stało gdyby została w Argentynie. Ubrana była w czerwoną sukienkę, czarny sweter i buty na obcasie. Jej włosy powiewały na wietrze. Po kilku minutach doszła do szkoły. Budynek był ogromny! Nad drzwiami widniał napis " WITAMY W SZKOLE!".
Weszła do środka. Poszła w stronę swojej szafki. Wyciągnęła z niej plan lekcji. Pierwszą lekcją był Język Hiszpański. " Pryszcz"- pomyślała Ludmiła i ruszyła do sali 114. Okazało się że znajduje sie ona na 2 piętrze. Gdy szła po schodach, ktoś ją popchnął. Straciła równowagę i... prawie wylądowała na ziemi... gdyby nie on... złapał ją.
fefe.pngPatrzyli sobie przez chwilę w oczy.

- Ludmiła?!- spytał nieznajomy
- Tak, a o co chodzi, my się znamy??- odpowiedziała. Nie wiedziała że złapał ją nie kto inny jak osoba którą bardzo dobrze znała. Chwilę mu się przyglądała...
- Federico!!!- krzyknęła i staneła na własnych nogach.
- Ludmiło, tak się cieszę że tutaj jesteś... a tak właściwie to skąd ty się tutaj wzięłaś?- odparł fede ze swoim pięknym uśmiechem.
- Też się cieszę, aaa... długa historia, teraz będę mieszkać we włoszech.
Stali tak i rozmawiali ok. 5 min. Nagle zadzwonił dzwonek.
- Gdzie masz lekcję?- spytał fede
- Chyba hiszpański w 114... a ty?
- Też, czyli chodzimy do tej samej klasy... JESZCZE LEPIEJ!
- To chodźmy bo i tak jesteśmy już spóźnieni.- powiedziała ludmi, chwyciła go za rękę a potem dodała- Prowadź do celu królewiczu :)

   Po chwili stali już przy drzwiach klasy. Zdążyli gdy nauczycielka zaczęła czytać:
- Ludmila Ferro.
- Presentar (pl: Obecna!)- krzyknęła gdy wchodziła. Usiadła w 1 ławce. Federco powędrował do swojej.Usiadł koło swojego kolegi Xbaniego.
-Visto questo nuovo ... Ludmila? E 'così bella! (pl:-Biorąc pod uwagę ta nowa ... Ludmila? Jest  ładna!)
-Sì, lo so, per come la vedo io è volare farfalle nello stomaco ...(pl:Tak, wiem, jak ją to widzę to W brzuchu czuję latające motyle )
- Uuu...Qualcun è innamorato! ( uuu ktoś się zakochał!)
- Non (nie)
-Federico, Xbani! Su lezione non sta parlando! Chi può dirmi come suona in spagnolo? (pl: Federico, Xbani! Na lekcji nie rozmawia! Kto może mi powiedzieć, jak to brzmi w języku hiszpańskim?)- spytała nauczycielka równocześnie upominając chłopaków.
Nikt się nie zgłaszał oprócz Ludmiły i Federico.
-Ludmila !
- Federico, Xbani! En lección no está hablando! (pl: Frerico, Xbani! Na lekcji nie mówi!)-Odpowiedziała Ludmi ze swoim Argentyńskim Akcentem.
- Bene, avrai 5(pl. Dostajesz 5)- Dziewczyna uśmiechnięta usiadła na krześle. Nagle w klasie zrobił się hałas. Pewnie rozpoznali że pochodzi z Argentyny. Na szczęście zadzwonił dzwonek. Ludmiła wyszła zmartwiona z sali. Za nią wybiegł Federico.
- Chcesz zobaczyć magiczne miejsce?- spytał Fede. Ludmi się zgodziła. Szli długim korytarzem aż doszli do balkonu. Wyszli na niego, a tam były jakieś drzwi... ukryte drzwi. Za nimi znajdował się scena i różne instrumenty. Fede pociągnął Ludmiłę  i zaczął śpiewać " Ti Credo".

 https://www.youtube.com/watch?v=MXGP6zaiRDg

Ludmile od razu poprawił się humor.
- Ludmiło, już nigdy cię nie opuszczę.- powiedział Federico.
Powiedział i razem zaśpiwewali piosenkę " VOY POR TI " po włosku

E 'almeno mi sembra invisibile
E ho appena capito quello che hai fatto
Guardami bene, dimmi chi è il migliore

Vicino a te irresistibile
Protagonisti Un po 'credibile
Guardami bene, dimmi chi è il migliore

Parlare di una tempo
Ti vedo ma Non capisco
In questa storia tutto è indietro
Non mi interessa questa volta
Voy Por Ti, io sono ..
Parlare di un tempo
Io sarò sempre vicino a te
Anche se non puoi vedermi Guardami,
Non mi interessa questa volta
Voy Por Ti
Voy Por Ti
Voy Por Ti
Voy Por Ti

Ci sono momenti
Sembrano possibile
Uno sguardo, un gesto irrestitible
Guardami bene, dimmi chi è il migliore

Non ti rendi conto,
Non compatibile
Rimuove Banda
Che impedisce i tuoi occhi
Guardami bene, dimmi chi è il migliore

Parlare di un tempo
Ti vedo ma non vedo
In questa storia tutto è indietro
Non mi interessa questa volta
Voy Por Ti, io sono ..
Parlare di un tempo
Io sarò sempre vicino a te
Anche se non puoi vedermi Guardami,
Non mi interessa questa volta
Voy Por Ti
Voy Por Ti
Voy Por Ti
Voy Por Ti

* miesiąc do końca roku szkolnego*
Jest środa 28 maja.
   Ludmiła i Federico jak na codzień przechadzają się po korytarzu gadając i śmiejąc się razem.Są najlepszymi przyjaciółmi. Szli właśnie na lekcję muzyki prowadzona przez ich ulubiona nauczycielkę Marię Universo. Weszli do klasy i zajęli swoje miejsca.
- Buongiorno a voi, ho una buona notizia per voi! Si tratta di un concorso per lo scambio di scuola universitaria argentina di musica "ON Beat STUDIO". Ho scelto alcune persone che andranno lì con me. Sarà Ludmila, Federico, Xbani, Lodovico, Fecundo e Candelaria. ( po polsku: Dzień Dobry wam!Mam dla was dobrą wiadomość! Jest konkurs na wymianę szkolną z argentyńską uczelnią muzyczną " ON BEAT STUDIO" . Wybrałam kilka osób , które pojadą tam razem ze mną. Będzie to: Ludmila, Federico, Xbani, Lodovica, Fecundo i Candelaria)
Si prega di uscire dal corridoio il resto degli studenti, perché devo parlare agli studenti che andranno con me. (PL:Proszę o wyjście na korytarz reszty uczniów, bo muszę porozmawiać z uczniami, którzy pojadą ze mną.)
# Po szkole#
Po zakończonych lekcjach Fede i Ludmi poszli na lody. On kupił lody i usiadł obok niej. Patrzył na nią jak w święty obrazek. Kochał Ją! Ludmiła czuła do niego to samo. Nie odzywali się do siebie. Nagle obok nich stanął Xbani i przerwał im tę chwilę.
- Hej! Co tam u naszej pięknej parki?- zaczął się uśmiechać.
-Po piewrsze...- zaczęła mówić Ludmiła, ale Federico jej przerwał. Patrzyli sobie prosto w oczy, a ich usta dzieliły milimetry. Fede jako pierwszy pokonał tę barierę i pocałował piękną blondynkę.

 
- wow!- zdziwiony chłopak poszedł w stronę budki z lodami. W tym samym czasie Federico wyznał Ludmile że ja kocha i już zawsze chce być przy niej. Ona też przyznała że czuje to samo do niego, znów się pocałowali i zaczęli kierować się w stronę swoich domów.

Od tej pory byli parą.

#dwa dni później#
Wszyscy weszli do STUDIA ON BEAT. Uczniowie wybiegli na powitanie Federico. Chłopak musiał rozdawać autografy i robić zdjęcia z jego fanami. Oczywiście nie zabrakło też Marrotiegio, który po chwili porwał bruneta i zaczął mu mówić o karierze. Ludmiła została sama. szła przez korytarz wspominając wszystkie chwile spędzone w murach tej szkoły. Doszła do sali muzycznej. Nie chciała tam wchodzić, przez szybę widziała Violettę i Leona śpiewających piosenkę. 
- Ej! A ty to nie jesteś na lekcji! - zaczepił ją niespodziewanie Beto.
- Ja nie chodzę już do tej szkoły.- odpowiedziała i odwróciła się,
- Nie chodzisz... hmm... czyli kiedyś się tutaj uczyłaś... tak?- spytał blondynki, z jej oczu płynęły łzy.- Nie płacz, wszystko będzie dobrze.- dodał
- Nie nie będzie! Beto ty nie rozumiesz że straciłam wszystko... swój styl...przyjaciółkę!- powiedziała zrozpatrzona
- Ludmila? Ta Ludmiła! Naty cię szukała...-nie dokończył
- Tak a kiedy? Gdzie ona jest?
- hmm... kiedy to było... aaa 1 września a teraz jest na zajęciach u Angie.
- Dzięki, dzięki, dzięki.- zawołała przytuliła nauczyciela i uciekła.

Stała juz przed drzwiami sali do śpiewu. Zapukała i weszła do środka.
- Dzień dobry... jestem Ludmila Ferro i kazali mi tutaj przyjść żeby zobaczyć jak się tutaj lekcje odbywają.- troszkę skłamała
- Dobrze usiądź przy Violettcie... to ta...
- Tak wiem,dziękuję- Angie nie poznała Ludmily. Cała klasa dziwnie się na nią patrzyła. Wyglądała inaczej.
Włosy spięte w kucyk, zielona zwiewna spódniczka, sięgająca po kolana i bluzka z napisem " All you need is love".
Usiadła obok jakiegoś bruneta.
- Cześć! Diego jestem.- przywitał się
- Siema...- dziewczyna patrzyła na Naty siedzącą przy Fran i Cami.
- Piękna jesteś- Ludmiła popatrzyła się na niego- masz chłopaka?
- Mam i jest tu ze mną.- odpowiedziała ale Angie zauważyła że rozmawiają więc kazała blondynce stanąć przy keyboardzie i zaśpiewać piosenkę, którą napisała na przesłuchania. 

No one's ever gonna say "no" oooo
when you look so much like me !
Nothing really matters, all I want is
just to dance and to sing
Watch and learn and you will see
what makes me different inside
I am a star and I am destined to shine :)

Oh, oh, oh, we are so beautiful
Oh, oh, oh, we are so wonderful
Oh, oh, oh, we are the only ones
Every place and every way
I'm gonna shine (oooo) (ooo) (o!)

No one's ever gonna say "no" oooo
when you look (ok) so much like (ok) me !
Nothing really matters, all I want is
just to dance and to sing (oh,ok !)
Watch and learn and you will see
what makes me different inside
I am a star and I am destined to shine :)

Oh,oh,oh,we are so beautiful (ful)
Oh,oh,oh,we are so wonderful (ful)
Oh,oh,oh,we are the only ones (aaa)
Every place and every way
I'm gonna shine (oooo) (ooo) (oooo) (ooo) (oh,oh,oh!) (ok!)


~~~~~~~~

Ok... no i jest :) Trochę długo mi zeszło ale nareszcie napisałam... a właściwie skopiowałam z komputera. Ten OS ma dla mnie szczególne znaczenie ponieważ to był mój pierwszy One Shot w życiu :) No to tyle> Do następnego :)