Szedł
sobie ulicą Buenos Aires. Zwykły, nie różniący się od innych. Zamknięty,
osamotniony chłopak. Ostatnie wydarzenia w jego życiu wiele zmieniły. Zmieniły
cały jego świat. Dowiedział się strasznej wiadomości- jego ukochana w przeciągu
7 dni zginie. Niestety chora na raka. Ta wiadomość nadal do niego nie dotarła.
Nadal nie rozumie czemu akurat ona musi zginąć. Kochał ją i nie wyobrażał sobie
życia bez Natalii. Dlaczego ona? Cały czas zadawał sobie to pytanie. Właśnie
szedł do jej domu. Dzisiaj miał ją odwiedzić, tak jak codziennie to robił.
Zapukał. Nikt mu nie otworzył. Zapukał ponownie. Tym razem także nic.
Postanowił wejść sam. Otwierając drzwi zobaczył pustkę. Nie było już tych
kolorowych mebli, obrazów. Rodzice Natalii mają wyjechać z Buenos Aires za dwa
tygodnie. Chłopak udał się na górę do pokoju dziewczyny. Zapukał. Nie usłyszał
pięknego i melodyjnego głosu dziewczyny.
Zawsze się odzywała jak pukał. Postanowił spróbować jeszcze raz. Także nic z
tego nie wyszło. Wszedł do środka. Zauważył puste łóżko.
-
Witaj Maxi…- Powiedział ktoś za jego plecami. Okazało się że to mama Natalii.
Była cała we łzach. Płakała…
-
Gdzie jest Natalia?- Zapytał zszokowany Maxi, a mama dziewczyny zaczęła jeszcze
bardziej płakać. Spóźnił się. Jak zwykle. Za późno. Sam zaczął płakać, w końcu
bardzo ją kochał. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Teraz się spełniło. Nie
żyje…
Jakiś czas później
Siedział
na ławce, koło jej grobu. Siedział tak dokładnie 18 godzin. Na jej grobie
położył 21 róż- tyle ile miała lat. Spojrzał na jej zdjęcie. Tęsknił. Ledwo
minął tydzień, a on chciał 3 razy się zabić. Chciał do niej wrócić, być z nią
szczęśliwy, ale za każdym razem coś mu w tym przeszkodziło.
-
Dlaczego odeszłaś?- Pytał się. Ludzie przechodzący obok myśleli że zwariował,
ale on nie zwracał na to uwagi. Chciał tylko jednego- Być z nią. Być z piękną
dziewczyną do końca. Po chwili poczuł jak ktoś go dotyka.
- Jak
się czujesz?- Zapytała osoba, którą okazała się być Camila- jego przyjaciółka.
- A co
cię to obchodzi?!- Zapytał ostro. Zawsze jak ktoś próbował z nim porozmawiać
tak odpowiadał. Od śmierci Natalii.
-
Bardzo mnie to obchodzi.- Odpowiedziała mu. Martwiła się o swojego przyjaciela.
To ona go uratowała, gdy próbował skoczyć. Nie chciała go stracić. Sama
wiedziała co to ból. Chłopak, którego kochała zginął w wypadku samochodowym, a
ona do końca życia ma chodzić o kulach. Na początku także chciała się zabić,
ale wtedy pomógł jej Maxi. Był dla niej wtedy ogromnym wsparciem.- Maxi, nie
możesz tu tak siedzieć…
-
Czemu? Zabronisz mi? Ty nic nie wiesz! Nie wiesz co to ból!-Krzyczał, a
rudowłosa dziewczyna zaczęła płakać. Dopiero, jak chłopak zobaczył łzy
przyjaciółki zrozumiał co robi. Przypomniał sobie, jak ona cierpiała. Tak samo,
jak teraz on.- Przepraszam. Nie umiem panować nad emocjami…- Powiedział i ją
przytulił. Nie chciał jej ranić. Była dla niego bardzo ważna. Postanowił
oddalić się i wrócił do domu. Tam zaczął się zastanawiać co może zrobić. Nie
chciał zostać w Buenos Aires. Tyle tu miał wspomnień związanych z Natalią…
Postanowił wrócić do Madrytu. Wyjechać i nigdy tu nie wrócić. Napisał list
pożegnalny do Cami. Nie chciał jej zostawić. Długo się zastanawiał czy wyjechać
i zostawić Cami, czy… Zostać. Jednak zdecydował że wyjedzie. Wyjął kartkę z
szuflady i zaczął pisać…
Droga Cami!
Pewnie jak czytasz tą wiadomość
to mnie nie będzie w Buenos Aires. Tak, postanowiłem że się przeprowadzę. W tym
mieście mam tyle wspomnień związanych z Natalią. Chcę zacząć nowe życie w
Madrycie. Na pewno nie zapomnę o Naty i o tobie. Zawsze byłaś dla mnie
najlepszą przyjaciółką, której nikt mi nie zastąpi. Żegnaj…
Maxi
Napisał
i włożył do skrzynki. Zaczął się pakować. Nagle do jego pokoju wbiegła zdyszana
przyjaciółka.
-
Chcesz wyjechać?- Zapytała.
- Tak.
- Nie
możesz…
-
Czego nie mogę?! Sam mogę decydować o swoim życiu!- Krzyczał.
- Nie
możesz mnie zostawić…
-
Czemu?- Zapytał.
- Bo…
Ja się w tobie… Zakochałam.- Powiedziała i wybiegła z jego mieszkania. Dopiero
teraz chłopak zrozumiał że… Mu także Camila się podobała. Była przy nim zawsze.
A z Natalią? Zawsze się o coś kłócili. Ale i tak ją kochał. Cami po śmierci
Brodweya, pewnie się w nim zakochała. Wtedy jak jej pomagał, troszczył się o
nią. Ale to nie wyklucza że bardziej kochała zmarłego narzeczonego. Obydwaj
mieli ułożyć sobie życie osobno. Maxi z Naty, a Cami z Brodweyem. Pobiegł do
parku. Był wieczór, więc było mało ludzi, jednak nigdzie nie mógł znaleźć Cami.
Pobiegł w stronę resto. W pewnym momencie zobaczył auto jadące w jego stronę. W
ostatnim momencie popchnęła go Camila. Chłopak poczuł wielki ból i zemdlał.
Obudził
się w szpitalu, przypięty do dziwnych maszyn. Do Sali wszedł lekarz.
-
Witamy panie Ponte.- Przywitał się.
- Co
się stało?- Zapytał się.
- Miał
pan wypadek… Pijany kierowca wjechał na chodnik. Pani Torres w ostatnim
momencie…- Powiedział i nie dokończył.
-
Gdzie jest Camila?- Zapytał zdenerwowany. Nie czekając na odpowiedź doktora
wybiegł z Sali. Poczuł że słabnie i zemdlał…
Kolejny
raz obudził się przypięty do różnych sprzętów. Był zdruzgotany… Nie wie co się
stało z jego najlepszą przyjaciółką… Chciał wstać, ale nie potrafił. Nie umiał
nawet ruszyć palcem. Leżał unieruchomiony. Po chwili do jego pokoju wszedł
lekarz. Zaczął udawać że śpi. Usłyszał kolejne kroki.
-
Wszystko z nimi będzie dobrze?- Spytała dziewczyna.
- Z
chłopakiem na pewno, ale z panią Torres nic nie możemy na razie powiedzieć…-
Oznajmił lekarz.
- Mogę
z nim zostać?- Zapytała się dziewczyna. Ja znam ten głos…
-
Oczywiście, ale tylko na 5 minut.- Powiedział i wyszedł.
-
Maxi, wiem że nie śpisz.- Powiedziała, a ja otworzyłem oczy. Okazało się że to
Violetta.
-
Violetta? Co ty tu robisz? Przyleciałaś z Madrytu?- Zadawałem pytania.
- Tak,
przyleciałam z Madrytu. Pokłóciłam się z Leonem o to że on musi zostać, a ja
musiałam jechać…
- Nic
nie musiałaś.- Oznajmiłem.
-
Musiałam. Ty, Camila i Naty jesteście i będziecie moimi przyjaciółmi. Nie
mogłam was zostawić.- Powiedziała i mnie przytuliła.- Jak się czujesz?
-
Okropnie. Camila mi wyznała że podobam jej się, a ona też mi się podobała. Do
tego wypadek i śmierć Natalii…
-
Natalia nie żyje?!- Krzyknęła.- Ale jak to?! Co jej się stało?!
- Nic
Leon ci nie mówił?- Zapytałem zdziwiony.
- Nic…
To wszystko wina ciąży. Leon cały czas się o mnie troszczy. Nie chce żebym była
smutna, zła… Ale czemu mi nie powiedział że Naty…- Zaczęła płakać i wybiegła z
Sali. Teraz rozumiał dlaczego jej nie powiedział. Sam był zdruzgotany tą
wiadomością. Płakał noce i dnie przez kilka tygodni. Teraz do oczu ponownie
napłynęły mu łzy. Przypomniał sobie te wszystkie chwile spędzone z Natalią. Z
miłością jego życia. Zasnął.
Szedł pustą ulicą. Padał
deszcz. Wszyscy się chowali w domach, pod parasolami. A on? Nie chciał ani
domu, ani parasola, ani niczego. Dla niego życie straciło sens. Zobaczył ją.
Piękna jak była. Zaczął płakać. Ze szczęścia że widzi swoją największą miłość. Przytulił
ją. Bardzo mu tego brakowało. Brakowało mu jej.
-Witaj Maxi…- Przywitała się.-
Muszę ci coś powiedzieć.- Powiedziała poważnie.-Nie możesz żyć przeszłością.
Nie możesz cały czas o mnie myśleć. Kocham cię, ale nie chcę widzieć jak ty
cierpisz…
- Czyli to tylko sen?- Zapytał.
- Niestety. Chciałabym wrócić.
Do Buenos Aires, do rodziny, przyjaciół i do ciebie. Kocham was wszystkich i o
tym nie zapominajcie.
- Nigdy o tobie nie zapomnę.
- Musisz żyć teraźniejszością.
Wiem że podobała ci się Camila. Powiedz jej to…
- Naty, ale…
- Wiem. Wiem że Cami była na
drugim miejscu. Mi też się kilku podobało, ale kochałam tylko i wyłącznie
ciebie. Nie chcę żebyś do końca życia był nieszczęśliwy…
- Nie będę. To był
najpiękniejszy sen, jaki mógł mi się przyśnić.- Powiedział, a ona się
uśmiechnęła.
- Pamiętaj, że nigdy cię nie
opuszczę…
Obudził
się. A jednak to był tylko jego sen. Realistyczny i piękny sen. Sen o jego
miłości- Natalii.
Kilka tygodni
później
Chłopak
tydzień temu wyszedł ze szpitala. Codziennie odwiedzał z Violettą Camilę, która
nadal była w śpiączce. Dzisiaj był też taki dzień. Violetta czekała pod jego
domem i ruszyli. Leon się nie odezwał do Violetty, jakby o niej zapomniał. Nie
dzwonił, nie pisał. Nic. Zero kontaktu. Wyszli na 3 piętro, gdzie była sala
Camili. Był tam straszny ruch. Lekarze biegali we wte i z powrotem. Spotakli
lekarza przyjaciółki.
-
Dzień dobry. Możemy do Camili?- Zapytała Violetta.
-
Proszę do gabinetu…- Powiedział smutnym tonem. Podążyliśmy za nim i trafiliśmy
do białego pomieszczenia.
- Coś
się stało?- Zapytała dziewczyna.
- Pani
Torres… Jej organizm nie wytrzymał. Jej serce przestało bić. Reanimowaliśmy,
ale to nie przyniosło skutków…- Powiedział, a zrozpaczony chłopak wybiegł z
Sali, a za nim dziewczyna. Violetta bała się o Maxiego. Wiedziała że chłopak
powoli tracił nadzieje na lepsze życie. Pomagała mu wtedy. Po chwili poczuła
wielki ból. Wody jej odeszły.
-
Maxi!- Zawołała. Zaczął się poród. Chłopak usłyszał wołanie dziewczyny i od
razu przybiegnął do niej. Po chwili przybyli lekarze i zabrali jego
przyjaciółkę, a on stał pod salą i czekał. Był zdruzgotany. Przez niego umarła
Camila. Mógł patrzeć na ulicę. Miał do siebie wyrzuty, że mógł coś zrobić.
Myślał tak cały czas. Kilka godzin czekał. Wyszedł lekarz.
- Może
pan wejść.- Powiedział uśmiechnięty. Maxi zobaczył tam Violettę i małego,
słodkiego bobasa.
-
Chłopiec czy dziewczynka?- Zapytał.
-
Dziewczynka.
- A
jak jej dasz na imię?-
-
Razem z Leonem myśleliśmy nad Victorią, ale ja chciałam, żeby się nazywała
Natalia. Zgadzasz się?- Zapytała, a on się uśmiechnął.
- Mała
Natalka. Będzie mi przypominać o mojej Naty.- Powiedział i popatrzył za okno.
Maxi
myślał, że jego życie będzie inne. Że będzie miał żonę, dzieci, pracę, ale nie
poddał się. Zrobił to co mu powiedziała Natalia w jego śnie. Żeby był
szczęśliwy. Codziennie chodził na cmentarz, żeby złożyć kwiaty na grobie swojej
ukochanej i Camili. Przynosił codziennie dwie białe róże. Leon przyjechał do
Violetty. Przeprosił ją i znowu stali się szczęśliwą rodziną Verdas. Z małą
Natalią. Maxi zmarł w wieku 72 lat. Na jego pogrzebie znalazło się jego wielu
fanów, ponieważ był zawodowym tancerzem. Uwielbiali go. Od tego momentu mógł
być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, u boku swojej miłości, którą była,
jest i będzie Natalia…
,, Bo ci, których
naprawdę kochamy nigdy nas nie opuszczają…”
Hej, hej :D
Przepraszam, OS miał się pojawić wczoraj, ale zapomniałam :(
W zakładce Kathrina Smile piszcie z kim chcecie OS :D
Następny o Marcesce tylko proszę niech nikt nie umiera :)
OdpowiedzUsuń